poniedziałek, 5 października 2009

Jajko

Dawno temu, w historii sięgającej początków mojego prowadzenia 7tha miałem w drużynie avalońską łuczniczkę ze szkoły Goodfellow.

Pani syciła z łuku tak, że w końcu byłem pod wrażeniem samej inwencji, na ile sposobów za pomocą jednej strzały mogła zdjąć taką ilość brutsów.

W końcu przyszedł jednak czas, że postanowiłem sprawić jej strzelecki pojedynek.

Gdzieś w prowincjonalnej Montaign, zajazd, spokojny obiad, drużyna grzeje się na słoneczku, pobliski las szumi kojąco, a w środku karczmy pokrzykuje radośnie oddziałek najemnych Eiseńczyków. Ot lokalna sielanka.
Oczywiście wojacy, gdy obaczyli łuk i to taki bardziej większy niż mniejszy, nuści poczęli szydzić. Że to stare, słabe i mało współczesne.
Od słowa, do słowa, wystawili swojego snajpera, aby konkurował imć Avalonką.
Stanęli na podwórcu, zmierzyli się wzrokiem i nagle ni z tego ni z owego jeden z żołdaków podrzucił w górę kapłona którego obgryzał.
Potoczyły się kostki po stoliku, huknął strzał i kurczak rozbryznął się na kawałeczki, celnie trafiony kulą z muszkietu. Avalonkę ubodło to do żywego, bo ona nawet strzały nie zdążyła na dobre nałożyć.
Zemsta musiała być więc ciężką.

W scenerii radosnego jeżdżenia po Avalonce ustalono drugą część pojedynku. Otóż któryś z kompanów strzelca, miał trzymać w dłoni jajko, które stanowiło cel. Wszak wszyscy znali możliwości swych towarzyszy, więc wielkich trudności z bohaterskim "celotrzymaczem" raczej nie było.
Pierwszy stanął Eiseńczyk. Jego kompan ruszył przed siebie, odmierzył solidną dla muszkietu odległość, ujął jajko w palce... Oczywiście strzał był perfekcyjny. PAF! i jajko rozbryzguje się na pobliskim drzewie.

Towarzysz Avalonki, wziął swoje jajko i ruszył przed siebie. Idzie, idzie, idzie... W końcu zwątpił i się zatrzymał. Avalonka obejrzała dystans i krzyczy "DALEJ!". Poszedł.
Idzie, idzie, powoli pot występuje mu na czoło, ale wszak kompanowi ufać trzeba. Odwrócił się, ujął jajko - profilaktycznie w daleko wyciągniętej dłoni. A Avalonka aby nie krzyczeć przez las tylko mu macha ręką aby szedł dalej.
Przełknął głośno ślinę i idzie. Idzie, idzie... W końcu odwrócił się. Jakby mógł, to rękę by sobie wyciągnął, byle dalej od przeklętego jajka stać. Avalonkę ledwo widzi.

Łuczniczka stanęła. Sprawdziła wiatr. Po czym ze stoickim spokojem, zakrzyknęła:
-No! To teraz podrzucaj!

7th. That's the way we play!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz