sobota, 1 czerwca 2013

7 minus 4

Dzisiaj na kolację polecam cofnięcie.
Cofnięcie się w czasie.

Otóż najnowsza kampanią, którą niedawno rozpocząłem, zawiązała się cztery lata przed rozpoczęciem oficjalnego swttingu (1668).
Początkowo miał to być tylko setting wiążący drużynę i zapoznanie postaci, ale zrobiło się tak wesoło, że postanowiłem iż troszkę tam zostaniemy.

Generalnie fabuła ma miejsce / rozpoczyna się w roku 1664 i na starcie okazuje się, że światopogląd znany mej drużynie jest z miejsca powywracany na wsze strony.

Gdyż, iż, azaliż, na tenże przykład, mówiąc Imperator, oczywiście chodzi o... Reifenstahla, jeszcze żyjącego Imperatora Eisen. Które nota bene, nadal wykrwawia się w bratobójczej walce, która zakończy się za niedługo, gdyż... Król Leon i Król Salvador (tak, tak - nadal jeszcze twardy kozak radośnie stąpający po tym łez padole i utrzymujący inkwizycję w jako takich ryzach), dwaj przyjaciele, planują sobie wspólny zabór Eisen.

Niby ten sam system, ta sama bajka, a wszystko inaczej!

Oczywiście wymaga to od MG trochę dodatkowego trudu. Ot na przykład, trzeba dobrze pamiętać, że Guilder jeszcze nie obowiązuje, więc kursy walut trzeba obstukać. Nota bene wdrażanie Guildera to kolejny wojenny background (choć ta wojna nie toczy się tak jak ta w Eisen czy później w Castille) który można ślicznie wykorzystać. A ile dowcipów na ten temat na dworze Vodacce można usłyszeć!

Można się też czasami samemu wpędzić w pułapkę - ot chociażby, planowałem aby drużynę od morskiej przygody ocalił pirat - Król - Allende. I gdy tak sobie wszystko szykowałem, drużyna już w podróży i nagle dociera do mnie, że Bractwo Wybrzeża to jeszcze ze dwa lata nim powstanie. UPS!
No i po szybkim panicznym przeszukaniu pamięci, udało się zwojom mym wydrukować odpowiedź. Otóż w tym czasie na morzach Castille, inny marynarz królewskiego rodu prym wiedzie. Może nie sam król, ale jego syn, książe - Admirał Javier Sandoval, któremu zniknięcie przytrafi się dopiero za czas jakiś. Ufff... Jestem uratowany! :)

A co gorsza, w tej sytuacji postaci graczy niestety są bezpośrednio zaangażowane w zniknięcie królewskiego syna. UPS^2, ale z tym niech sami sobie radzą!

Zdanie wyżej wprowadza jednak inny, ważny temat: Cóż w tym jakże obcym świecie robią gracze?
Podstawowe alternatywy według mnie są dwie - albo pozwalamy graczom zmieniać w pełni historię i wtedy Twój świat Mistrzu odchodzi od oficjalnego storylinu, albo też wystawić klatę na oskarżenia o torowe prowadzenie i sprawić aby historia potoczyła się tak jak ją opisano.

W moim przypadku, z czystego lenistwa (aby nie musieć wymyślać konsekwencji działań graczy ;) ) poszedłem na to drugie rozwiązanie.
Przy czym celem przymuszenia graczy do pewnego toku postępowania, jako alternatywę przedstawiłem im całkiem realną, znacznie gorszą wersję świata.

Tak więc akurat obecnie, moi drodzy gracze, intensywnie pracują nad tym, aby zabory Eisen skończyły się li tylko szybkim traktatem odcinającym spłachetek imperium, zamiast całkowitym rozbiorem, wiążącym się z upadkiem Vendel i totalną destabilizacją systemu (na rzecz Vodacciańskich książąt oczywiście ;) ). Zbytnim spojlerem też nie będzie, jeśli powiem że wojna Mont-Cast również będzie konsekwencją działań graczy i mam nadzieję, że postarają się ją zakończyć możliwie szybko. Na przykład doprowadzając do odwołania Montequa.

Taki setting, niesie też dla mnie dodatkowy urok - otóż można wrzucić w niego mnóstwo smaczków i szczególików, które mogą bardzo bawić graczy i MG.
Po pierwsze, można dokonać interakcji, które później już nie są możliwe. Ot Monteque może komuś wypastować buty, albo jak wcześniej wspominałem - napić się wina z księciem Javierem.
Inny bajer, to możliwość wrzucenia do gry historii innych postaci (moje universum jest kompatybilne ze wszystkimi kampaniami jakie prowadziłem). A że gracze grywają u mnie z grubsza Ci sami, to można wręcz uczestniczyć w historii swoich (lub kolegów) wcześniejszych postaci. Ba! Można na przykład uwieść swoją wcześniejszą postać, albo odegrać coś, co było tylko backgroundem albo notką w historii.

Podsumowując więc - o ile zabieg ten wymaga od MG głębszego poszperania w podręcznikach i wynotowania co i jak oraz kiedy będzie, to doświadczonym graczom znającym 7thową historię, da mnóstwo frajdy i ubawu związanego z nową perspektywą.

Zdecydowanie polecam!

piątek, 24 maja 2013

Powrót do "drama"tycznych podstaw

Zupełnym przypadkiem trafiłem ostatnio na "appkę" do rzucania kostkami na mechanice 7thowej.
Fajna rzecz, bo zawsze mogę sobie przetestować jakąś kombinację, a nie mam w zwyczaju nosić dużej ilości kostek po kieszeniach.

Tym niemniej program uświadomił mi, że źle interpretowałem dramę. Przy czym nie zmienia to faktu, że moja interpretacja bardziej mi się podoba i zamierzam ją zachować.

Zanim jednak przejdę do wyjaśniania różnicy, przyznam się bez bicia, że nigdy nie przeczytałem polskiej wersji podręcznika i być może w ten sposób ominęła mnie interpretacja powszechnie stosowana. Mimo to moi gracze (nawet Ci bywający 7thowymi MGkami) nigdy mi błędu nie wytknęli. Stąd moje pytanie: Jak wy stosujecie dramę?

Chodzi konkretnie o to, jak dodajecie kostkę z dramy?

Przykład. Zwykły rzut - niech będzie - 5k2.
Wyniki: 10+7;10+5;10+1;5;1 (Taka obfitość dziesiątek jest mi potrzebna do przykładu! :) )

Załóżmy jednak, że te 32 jednak mi mało i zużywam dramę.
Niech będzie 7.
I tu pojawia się rozdźwięk.

Wersja A)
Kostka dramy jest dodawana do wyniku.
Czyli mam 17+15 podstawy +7 z dramy. Czyli 39.

Wersja B) stosowana przeze mnie:
Kostka dramy to dodatkowe +1k1 dodawane do puli (ze wszystkimi konsekwencjami, takimi np. jak przekroczenie 10 kostek rzucanych).
Oznacza to że efektywnie mam 6k3, czyli mogę zatrzymać sobie jeszcze 11tkę.
17+15+11=43.
Ponadto ma to taki efekt, że jeśli gracz widzi, że wyrzucił o kilka oczek za mało, ale na jednej z niezatrzymywanych ma wystarczająco oczek aby odnieść sukces, to zużywając dramę ma pewność, że mu wyjdzie.

W założeniu, miało to być bardzo pro-graczowe. Dopóki nie przypomniałem sobie, że te same zasady obowiązują gdy ja zamierzam ich pobić! ];>

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

O diecie słów kilka

Dieta jest jednym z ciekawszych elementów gry, którym można tworzyć klimat i oddawać lokalny folklor.

Gdziekolwiek gracze się nie pojawią, zawsze można wykreować coś wprowadzi odpowiedni nastrój. Czy to kapusta z rybami w Avalonie, czy rizotto we Vodacce, czy może paella lub gazpacho w Castille - odpowiednio opisane od razu powiedzą graczom gdzie są i dadzą okazję do odegrania sceny np. otwierania małży, przekazywania jajka dzieciakom albo wyłapywania skwarek z kapusty. A stąd już dwa kroki, do szansy ukazania swej postaci w świetle salonowego bywalca, wojaka żelaznożołądkowego, albo montaignskiego pieska.

Dlatego też proponuję, aby każdy MG poczytał sobie na temat specyfiki kulinarnej danego regionu. Jeśli nie w podręcznikach do gry - a przyznam, że jest to tam zawsze wspomniane - to przynajmniej w rzeczywistości naszej adekwatnej. Bo o takim szczególe jak ewentualne podróże z kulinariami w tle nie wspomnę!

Gwoli zakończenia dodam tylko, że notkę tę sprowokowało u mnie natknięcie się dziś przypadkiem na artykuł o jeszcze jednym rodzaju kuchni - okrętowej.
Artykuł znajdziecie tu: Garkuchnia okrętowa. A że wywołał u mnie falę wspomnień na temat debat czy w Avalonie ciągle muszą dawać do wszystkiego kapustę (muszą! ;) ) i posiłków w pewnej zacnej Castylijskiej karczmie na uboczu, tedy postanowiłem się z Wami tą myślą podzielić.

Tak więc smacznego!

I pamiętajcie, że zawsze będąc na długiej sesji w Vodacce nikt nie powinien się spodziewać a) donosiciela b) pizzy! ;)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Siedem Mórz po latach...

Aż nie bardzo chce mi się wierzyć, ile czasu upłynęło od poprzedniej noty... W międzyczasie bardzo usilnie starałem się zerwać z nałogiem o nazwie 7th Sea, no ale tym razem nałóg wygrał i koniec końców, powróciłem oczyma wyobraźni na Theę, a więc i jednocześnie postanowiłem odkurzyć bloga.

Na początek spokojnie. Ot kilka luźnych myśli. Zobaczymy, czy mi nie przejdzie!

Po pierwsze - zatęskniłem nieco za takim starym RPGowaniem. Wiecie - stół na środku pokoju, na nim karty postaci, kości i... Ekran MG. Theus wie dlaczego, przez całą swą karierę nie natknąłem się na MG, który by regularnie tego używał. Tak więc postanowiłem spróbować zrobić sobie coś takiego. Może mi się spodoba? A jako, że przedstawiony w Erebus Cross jest mym zdaniem przeładowany niepotrzebnymi mi informacjami, to uznałem, że zrobię sobie swój. A jak już zrobię, to się nim podzielę! O! Taki jest plan.
Jeśli więc macie jakieś elementy, które uważacie że powinny się pojawić na takim ekranie, to dajcie znać. Może jest coś, czego wiecznie szukacie?
Drugim kluczowym elementem takiego ekranu jest również awers - i tu znów pytanie - czy macie jakieś propozycje, cóż godne jest aby oddawać klimat 7tha na tak ważnym artefakcie, jakim jest EKRAN MG?!

Druga rzecz, którą mi przyszło do głowy się podzielić, to książka. Otóż na fali podstępnego nakręcania mnie do prowadzenia, moja małżonka nabyła książkę p.t. "Nauczyciel Sztuki" autorstwa Wojciecha Kłosowskiego.
Zwracam na nią waszą uwagę, ponieważ zawiera masę elementów godnych wykorzystania w grze. Co prawda nie wszystkie elementy fabuły mnie zachwyciły, to niemal o każdym mogę powiedzieć, że był zaskakujący. Co jednak mnie przekonuje do powieści, to sposób przedstawiania fabuły, postaci i świata, który uważam za bardzo interesujący i wartościowy dla MG.