I niemal w każdej z nich, panu(-ni) w zbroi zdarzało się strzelić jakiś śliczny tekst, który był zupełnie nie na miejscu.
A takim miejscem, które jak piorunochron zbierało niepoprawne teksty był sklep ubraniami w Charouse, w sytuacji gdy drużyna przygotowywała się na bal maskowy. Po dziś dzień pamiętam dwie sympatyczne sytuacje, gdy to Eiseńczyk wykazał się w grze doskonale swą nieznajomością realiów.
Sprzedawca zachwalając rajtuzy:
- Ależ to najnowszy krzyk mody! Takie wzory sam L'Empereur nosił nie dalej jak dwa dni temu!
(E)- A kto to jest ten L'Empereur?
Sprzedawca omdlał z wrażenia i trzeba było go cucić.
Inna drużyna:
Sprzedawca skacze wkoło nich, układa sobole, poprawia mankiety i robi co do niego należy.
(S) - Ale wie pan co? Tak być nie może! Ten mankiet się panu źle układa. Zmienimy ten strój...
(E) - Będzie dobrze. W końcu to nie szata zdobi człowieka...
No cóż... Dzięki temu przykładowi braku instynktu zachowawczego, przynajmniej mogłem im pokazać, że w Montaigne nie jest istotne kim są, jeśli są źle ubrani :)
Gnoger says:
OdpowiedzUsuńBiedny krawiec, na zawał nie padł?
A Eiseńczyck to strasznie nieobyty z modą musiał być. Jak on na ten bal trafił w ogóle?
*zdziwiony poprawił swe falbanki i poprawil upudrowanie na twarzy*