Wiecie – od kiedy tylko zacząłem prowadzić, gdzieś na horyzoncie czaiło się Bardzo Istotne Zdanie. Krążyło sobie tu i tam, raz po raz pojawiając się w różnych źródłach. Brzmiało ono mniej więcej tak: „MG nie jest wrogiem drużyny”. Chodziło o to, że MGk nie powinien wyżywać się na swoich kumplach, rzucać w nich rzeczami nie do pokonania albo sadystycznie deptać ich nie wiadomo jak potężnymi NPCami.
I od tej wypowiedzi działania tych złych MG stały się mniej złe. Nadal jednak nie zmieniło to faktu, że nie zdarzyło mi się natrafić na MG, który ot tak by swoją drużynę rozwalcowywał. No cóż… Może mało grałem. Albo po prostu miałem farta do MG.
No ale dobrze – bo notka puchnie a mi daleko do sedna sprawy, czyli niczym nie uzasadnionego sadyzmu względem postaci.
Otóż o ile 7th jest systemem fajnym, milusim i w ogóle mniodzio, o tyle jest jedno miejsce, w którym możecie o tym zapomnieć. Miejsce, w którym powinniście odłożyć na bok reguły i przypomnieć sobie wszystkie brudne tricki jakie potraficie wyciągnąć i rzucić je przeciwko graczom. To takie miejsce, gdzie nie obowiązuje nawet „Jedyna zasada” (nie jedyna z podręcznika, tylko jedyna z filmów czyli że „Jedyną zasadą jest brak zasad”).
To miejsce zwie się Canguine*.
Jeśli kiedykolwiek z ust waszych graczy usłyszycie „…do Canguine” waszą reakcją powinno być „Czy jesteście tego pewni?”. A w tle mają zagrzmieć gromy. Po czym jeśli potwierdzą, to mleko ma skisnąć w cebrzyku a wino nabrać krwawego odcienia. I zapytaj ich jeszcze raz. A jeśli powtórzą to, to poproś ich aby dali Ci to na piśmie.
A potem zawiedź ich do miasta bólu, rozpusty i skarbów. I gdy tylko postawią stopę na jego uświęconej przez Legion ziemi kopnij ich w jaja, powal i nie pozwól im wstać dopóki się z niego nie wyczołgają. Bo w Canguine nikt nie da Ci się podnieść… Bo to jest właśnie to. To jest ten kawałek uniwersum, stworzony po to, aby MG mógł zemścić się na postaciach za wszystkie potwory które mu zabili, za wszystkich przemyślanych NPCów których kiedykolwiek zadźgali… To jest miejsce odpłaty.
Moi gracze zawędrowali tam tylko raz. I to był jedyny raz, kiedy ktoś nimi zamiótł od A do Z. Nigdy wcześniej (ani właściwie później też) nie zgarnęli takiej bęcki.
Nie będę wam opisywał co tam się działo, w jakie zasadzki wpadali i z iloma spotkaniami sobie poradzili. Wspomnę tylko tyle, że po raz jedyny jak dotąd, kazałem moim graczom zmienić opisy swoich postaci i uwzględnić w nich blizny, oparzeliny, spalone włosy, wyrwane kawałki ciała itp.
Nie. Nie zabiłem ich. To by było zbyt proste.
Poza tym zabijanie postaci w sytuacjach nieheroicznych nie leży w moim widzeniu 7tha. Ale nikt też nigdy nie wspominał, że mają chodzić w jednym kawałku, z kompletem palców i uszu. A wychodzenie stamtąd powinno wyglądać jak amerykański zapaśnik próbujący złapać za linę ringu. Pobity, pogryziony, okrwawiony, z wrogiem wyłamującym mu kolana i z dzikim wyrazem desperacji na twarzy.
No dobrze. Zapytacie mnie więc: „Po co więc gracze mają tam jechać.”
Jak to po co? Czy dotychczasowy opis ich nie nakręcił?! Czy potrzeba jeszcze jakiejś zachęty? ;)
Ale tak na poważniej – Canguine jest miastem piratów, ze wszystkich stron świata. Wszystkich. U mnie można tam spotkać Tiurków, Skośnookich, Castilijczyków pijących z Psami, Usuryjczyków handlujących wszystkim na bocznych uliczkach. Wiecie – to takie miejsce, gdzie nawet Reis może wpaść na piwko. Czy znacie lepsze miejsce aby spotkać kogoś ciekawego? A może wroga z przeszłości?
Po drugie – w tym mieście piraci pozbywają się łupów i kupują co im potrzebne. A to oznacza, że za zupełnie wyssane z palca ceny (zarówno wysokie jak i niskie) można tu kupić wszystko. Postaci obkupiły się tu strojami, przedmiotami i zabawkami z całej Thei. I nie – moi gracze nie kupowali broni i artefaktów które leżały tu na stosach. Kupili suknie, pozytywki, rzeźbione grzebyki. Wszystko to, co naprawdę daje frajdę z samego posiadania.
Bo tak jakby się na to spojrzeć z tej strony, to właściwie przeżycie w Canguine powinno zostać nagrodzone skarbem porównywalnym z wyczyszczeniem jakiegoś sporego loszku.
Ot Canguine. Jedyne takie miejsce na Thei.
Dla tych co bardziej ciekawych – W mieście jest też niewielka stocznia, zestaw prześwietnych karczm z dobrymi opisami i mnóstwo pomysłów na krótkie wątki do zabawy. Do tego brutsi wszystkich kategorii wagowych, a jak macie ochotę to nawet sześciopaki henchmanów. Bo dlaczego by nie?
Canguine. Po prostu „a must” na liście rzeczy do zwiedzenia w Avalonie. Zresztą na wycieczki obowiązuje 50% zniżki. Nikt nie zakłada, że będziesz potrzebował transportu w druga stronę.
Wszak gdy byli tu wcześniej, to był w tym mieście mój pierwszy raz – byłem delikatny.
· Dla tych którzy nie wiedzą o czym mowa – Pirackie miasteczko, przeklęte przez Sidhe, opisane w Avalonie i Waves of Blood.
[Chwalenie sie=MODE ON]
OdpowiedzUsuńChcialam tylko zaznaczyc, ze jeden paskudny Vendel i beczka prochu + 30 brutsow to jednak wciaz za malo by zmusic Gryfice z Thadden do zgiecia karku i wytaplaniu sie w blocku i rybach :D
Moze jej cudne, dlugie blond wlosy nie sa juz ani cudne ani dlugie, ale mam pewna satysfakcje :>
[Chwalenie sie=MODE OFF]
Mi najwieksza frajde w tym miescie sprawily oczywiscie zakupy :P ale takze zachowywanie tego bohaterskiego bon tonu w tym chlewie ;)
PS. Nastepnym razem my tez bedziemy przygotowani ;)
Czekam.
OdpowiedzUsuńJesteście okrutni. Jak to szło z tym otwieraniem portali ?
OdpowiedzUsuń