piątek, 12 marca 2010

Graczocentryzm

Od dłuższego już czasu zastanawiam się nad pewnym konfliktem jaki mam pomiędzy graczami a światem.

Kwestia jest czy postaci graczy są elementem świata, który również bez nich by się toczył, czy też są bohaterami, którzy swoimi działaniami wpływają na świat, innych ludzi, wydarzenia.

Oczywiście prawda leży gdzieś pośrodku, natomiast chętnie wysłucham waszych opinii, ponieważ mam nadzieję, że rzucą nowe światło na moje przemyślenia.

Co by więc było gdyby...
a) postaci żyły w świecie, który nie patrzy nich tylko się toczy sam z siebie?

Muszę przyznać, że bardzo mojemu stylowi prowadzenia odpowiada ta opcja. Jest ona jednak (moim skromnym zdaniem) znacznie mniej 7thowa. Bo otóż na przykład - gracze dowiadują się, że ktoś planuje zamach na pana Johna Whoever'a. Ja wiem, że zamach zlecono dzień wcześniej i zabójca podjął już trop. Drużyna rusza w tamtą stronę, jednakże po drodze zostaje zajęta przez chłopa którego wilcy napadli, potem zagadnięta w karczmie a ktoś tam wpadł w oko córce młynarza i nie mógł sobie odpuścić zaśpiewania serenady.
No i co w tym momencie zrobić z imć zabójcą? Przecież nie będzie czekał za rogiem, aby drużyna efektownie wpadła w ostatnim momencie i powstrzymała go przed zadaniem ciosu. Zanudziłby się.
W tej wersji wydarzeń, drużyna skoro się nie pospieszyła to dotrze tam, gdy John jest już kulturalnie zasadzony, żona zrasza go łzami, zły brat przejął majątek rodzinny i jest w drodze na plaże Castille, a tak w ogóle to... itd.

Chodzi mi o działanie pewnych elementów przyczynowo-skutkowych. Logiki i spójności świata. No bo dlaczego wszyscy mają czekać aż gracze łaskawie przygalopują na miejsce akcji? W tej wersji, w świecie są też inni poza postaciami, którzy mają swoje plany i je realizują, którzy giną za swe przekonania (nie bacząc że są miłością życia bohatera), którzy kradną, zabijają, lądują w więzieniu albo i odnajdują skarby do których zbyt wolno spieszą postaci. Jednym słowem: żyją.

Jakie są plusy tego rozwiązania? Świat który tętni życiem, obraca się, NPCe z własnymi motywacjami, spełniający się (lub też przeciwnie). Wrażenie, że nie obraca się w dwuwymiarowym kontinuum czasoprzestrzennym, które roluje się i zamyka do pudła gdy gracze zmieniają lokację.
Minusy - no to chyba stwierdzenie, że jak to możliwe że coś się dzieje bez udziału graczy? Jak MG mógł to zrobić i nie dać im szansy przeciwdziałać lub tez wpłynąć na rozwój sytuacji?

b) ...postaci żyły w świecie, w którym to oni są najważniejsi.

Wracając do powyższego przykładu, w tym wariancie asasin wygląda co chwilę zza węgła czy aby postaci już docierają i czy może odegrać swą rolę. Biedny Whoever, przechadza się w te i wewte po ulicy, czekając aż pojawią się gracze i będzie mógł zostać zaatakowany, po to aby można go było efektownie uratować.
Godziny mijają, reżyser patrzy na zegarek, a drużyna nie nadchodzi bo serenady trzeba śpiewać...
I wtedy, nagle, w świetle reflektorów, w promieniach słońca, z piskiem kopyt, drużyna wpada na scenę! Patrzy - a tu zabójca wyskakuje z zaułka i dąży w stronę Whoever'a! Drużyna staje na uszach i po kilku sekundach łotr jest obezwładniony, John uratowany, zły brat bliźniak nie ma za co pić więc jedzie do Ussurii. A drużyna zbierając laury, wsiada na koń i pędzi dalej, bo trzeba jeszcze obalić inkwizycję, pogodzić Vestenów z Vendelami, usadzić w cuglach Ilię i takie tam.

Plusy? To bohaterowie zawsze są w centrum uwagi! Zawsze są w środku akcji, zawsze to od nich zależą losy świata, królestwa, miasteczka i kota który nie może zejść z drzewa.
Minusy: Nie mają urlopu.

Co o tym sądzić?
No bo, pomimo całego mojego silenia się na sarkazm, to są BOHATEROWIE. Powinni być tam gdzie coś się dzieje. Gdyby od nich nie zależało tak wiele, to dlaczego mieliby być tacy ważni?
Tylko jak o tym pomyślę, przypomina mi się pewien cytat odnośnie Władcy pierścieni:
"Gdybyśmy w 39. ze dwa takie elfy mieli, to byśmy se sami te wojnę wygrali".

1 komentarz:

  1. Mi bardziej odpowiada wizja żyjących nepców, którzy pędzą za swoim marzeniami i planami. Postacie graczy zderzają się z tym wszystkim. Tylko że to bywa bardziej kłopotliwe-MG zamiast przygotować kilka scen - musi przemyśleć konsekwencje zderzeń.

    Z punktu widzenia gracze cenię sobie bardziej żyjący świat, wizja „gotowych scen” zmniejsza „interaktywność.”


    Inna sprawa że ostatnio coraz bardziej doceniam drobiazgi – przypadkowe wydarzenia które pobrzękują w tle. Pociąga mnie wizja świata gry – jako masy pędzących po różnych trajektoriach cząsteczek – przy czym postacie graczy mają jakby więcej energii i silniej wypływają na otoczenie – są Ta'veren


    Od graczocentryzmu są gracze – i robią to świetnie

    OdpowiedzUsuń